Konkurs literacki "Olędrzy w mojej miejscowości, gminie, powiecie"
III miejsce: Aleksandra Szewczyk, kl. II Gimnazjum w Zasutowie
Dziennik przodka… Siedzę na bujanej ławce znajdującej się na werandzie i czytam: ,,Dziś jestem już starym człowiekiem, który przeżył już swoje najlepsze lata i niedługo umrze, ale chociaż mam jeszcze dziennik mojego dziadka’’. Uśmiechnąłem się do siebie, jakbym sam przeżył całą wędrówkę z Holandii do Polski, a potem nad morze i do Australii, żeby kupić nową ziemię. Po raz pierwszy ojciec przeczytał mi dziennik dziadów, kiedy miałem siedem, może osiem lat. Zaczął go pisać mój przodek, kiedy on i jego żona, a moja prababka, szykowali się do wyruszenia w drogę do Polski. Opisywał wszystko, co się działo po drodze, a kiedy dotarli na miejsce, nakazał synowi, by przekazywał dziennik następnym pokoleniom. Miał go dostawać pierworodny syn, a po śmierci ojca zapisywać wszystkie ważniejsze wydarzenia, a gdy i jego czas dobiegał końca, przekazać swemu potomkowi. Westchnąłem. W ten sposób trzymam teraz dzieje mojej rodziny. Chcę do nich powrócić jeszcze przed śmiercią. Oto krótsza wersja. Taka jakiej zawsze słuchałem. …Wyruszamy o świcie. Z powodu braku tolerancji Habsburgów wobec naszej religii i niestabilnej gospodarki w naszym kraju musieliśmy opuścić swoje ziemie. Idziemy na zachód. Przeszliśmy Prusy i zaczęliśmy się osiedlać na terenach Korony Polskiej, ze względu na panujący tam dobrobyt. Najpierw osiedliliśmy się na Żuławach Wiślanych, ale nie było tam dużo ziemi do uprawy, więc przenieśliśmy się dalej. Ja wybrałem dla mojej rodziny Wielkopolskę. Mogliśmy spokojnie żyć, nie martwiąc się, o jakikolwiek atak na tle religijnym, ze względy na konfederację warszawską, na mocy której, jako ludzie wolni, zyskaliśmy prawa ekonomiczne i przywileje religijne. Uprawialiśmy ziemie i mimo podtopień, dawaliśmy sobie radę. Żyliśmy tam i byliśmy szczęśliwi… Na tym kończy się wpis człowieka mądrego, który uznał, że warto znać swoje dziedzictwo. Następnym ważnym wydarzeniem było opuszczenie ziem polskich ok. 250 lat później. Gdy zaborcy zabrali polskie ziemie również nas poddano germanizacji. Zaczęto nam ograniczać swobodę religijną, a gdy usłyszeliśmy, że w Australii są wolne ziemie do uprawy, wielu z nas bez wahania wyjechało. Razem z rodziną zostałem na niegdysiejszych ziemiach polskich, trwając w nadziei, że rychło nadejdą lepsze dni. Tak się nie stało. Wkrótce po namowach małżonki wyjechałem z nią i pięciorgiem moich dzieci do portu nad Oceanem Indyjskim, skąd wypłynęliśmy w długi rejs. Przez te tygodnie padaliśmy ofiarami chorób i głodu. Nie mieliśmy wystarczająco dużo miejsca na spoczynek. Pamiętam, że Ann była wycieńczona i gdyby podróż trwała dłużej, zmarłaby. Na szczęście tak się nie stało i zdążyliśmy dobić do portu, jednak najmłodszego członka całej rodziny, moją córkę Betty, zabiła choroba. Tak więc dopłynęliśmy w żałobie. Byliśmy tu nowi i nie mogliśmy znaleźć sobie miejsca. Mój syn natknął się na jakąś jaskinię podczas zwiedzania wyspy. Powiedział, że jest bezpieczna i odpowiednia na tymczasowe lokum. Zaufałem mu. Ze sprzedaży ziem w Polsce uzbierała się suma, która pozwoliła nam kupić grunt i rzeczy najbardziej potrzebne, a w tej chwili były to żywność, okrycia na noc i lekarstwa dla Ann. W ten sposób zakończyłem swój pierwszy dzień na tej nowej ziemi, mojej ziemi. Potem zbudował dom i zaczął uprawić ziemię… Siedzę na bujanej ławce znajdującej się na werandzie w domu mojego ojca, dziadka i pradziadka i myślę. Tym razem nad dopisaniem swojej historii. Mój ojciec tego nie zrobił, dziadek też, ale ja jestem przekonany, że też powinienem pozostawić po sobie ślad, mimo że w przyszłości będzie należeć do mniej istotnych. Cieszę się, że ten mądry człowiek, który zaczął spisywać historię swojego rodu był moim przodkiem. Jestem z tego dumny i mam nadzieję, że moi potomkowie również będą z tego dumni. |
III miejsce: Aleksandra Szewczyk
- Przejdź do - strona Poprzednia
- Przejdź do - strona Następna
- Pobierz artykuł w formie pliku Pdf
- Drukuj treść tego artykułu
- Powrót do poprzedniej strony
- Kontakt na stronie Kontakt